niedziela, 28 września 2014

Twarzą w twarz z królami - Poczet władców polskich Jana Matejki


     „Poczet królów polskich” Jana Matejki znany jest chyba każdemu Polakowi. Brzmi to nieco patetycznie, jednak trudno zaprzeczyć, że matejkowskie wizerunki władców najczęściej spotykamy w podręcznikach szkolnych czy też opracowaniach popularnonaukowych. I właśnie w takiej postaci je znamy – jako niewielkie reprodukcje, zamieszczone na kartach książek. Tegoroczna jesień przyniosła okazję, by prace malarza obejrzeć w oryginalach. Rysunki przechowywane są na co dzień we wrocławskim Muzeum Narodowym. Próżno ich jednak szukać wśród stałych wystaw. Ze względu na wielką wrażliwość na światło, pokazywane są bardzo rzadko – ostatni raz w 1996 roku. Jeśli zatem okazja ich zobaczenia zdarza się raz na 18 lat, czy można z niej nie skorzystać?
     Byłam mile zaskoczona, że na wystawę nie obowiązują osobne bilety. Za 10 zł ( cena studencka) można obejrzeć wszystkie ekspozycje Muzeum Narodowego. Jak ktoś jest uparty, to może nawet zawędrować na samą górę, by zobaczyć współczesną sztukę polską. Wśród wielu przerażających dzieł (tkaniny Abakanowicz!), które dla mnie mają niewiele wspólnego ze sztuką, można tam zobaczyć popiersie Piłsudskiego autorstwa E. Wittiga i Kormorana M. Gross. Zachwycam się rzeźbą w tym stylu, więc nie mogłam o niej nie wspomnieć.
     Wracając do Matejki. Rysunki wyeksponowane są w sali na drugim piętrze. Malarz wykonał je pod koniec życia (1891-1893), na zamówienie wiedeńskiego wydawcy szykującego ilustrowaną historię Polski. Każdej postaci nadał indywidualne rysy, mające odzwierciedlać jej charakter. Sporo wysiłku włożył w to, aby detalicznie i dokładnie przedstawić stroje i przedmioty, z jakimi sportretował władców. Jeśli pozwalały na to źródła ikonograficzne, wiernie odtwarzał twarze panujących. Tak było w przypadku Kazimierza Wielkiego. Artysta skorzystał z wizerunku na nagrobku ostatniego Piasta, otwarcia którego był zresztą świadkiem. Czasem jednak Matejko zmuszony był do korzystania ze współczesnych mu modeli – patrząc na Zygmunta Starego widzimy w rzeczywistości proboszcza Smoczyńskiego z Tenczynka, a zamiast Jadwigi – żonę artysty. Przekaz źródłowy nie miał znaczenia w przypadku portretowania Dobrawy. Matejko odrzucił opis pozostawiony przez niemieckiego kronikarza, który nie miał zbyt pochlebnego zdania o Mieszkowej żonie. Sam uważał, że pozycja, jaką miał książę wobec cesarza, a także znawstwo kobiecej urody, pozwoliłyby mu uniknąć brzydkiej małżonki. Trudno mi było nie uśmiechnąć się, kiedy czytałam o tym w jednodniówce wydanej z okazji wystawy. Jeśli bowiem cenimy Mieszka I jako polityka, to oczywistym jest dziś dla nas, że przy wyborze żony kierował się interesem politycznym swojego państwa, a nie wrażeniami estetycznymi.
     Oglądając Poczet miałam dziwne uczucie. Niby wszystkie te postacie znałam już wcześniej i wiedziałam, jak wyobraził je sobie Matejko. A jednak spojrzeć na nie z bliska – to coś zupełnie innego. Byłam zafascynowana patrząć na twarze naszych władców. Szczególnie spodobał mi się Kazimierz Odnowiciel, Władysław Laskonogi i Konrad Mazowiecki. O Władysławie Warneńczyku pomyślałam, że jego typ urody mógłby podobać się i dzisiaj. Zaskoczył mnie Jan Olbracht. Z bliska widoczne są jego spuchnięte oczy i szrama na policzku – owoce nocnego trybu życia króla. W książkach wyglądał jednak na stateczniejszego. W duchu uśmiechnęłam się na widok Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Ma taką śmieszną, jakby trochę wystraszoną, dziecięcą buźkę. Siedzi grzecznie, ze splecionymi rękami i złączonymi kolankami. Czy Matejko mógł jaśniej pokazać, że syn zupełnie nie wdał się w swojego sławnego ojca?
     Wystawę uzupełniają informacje o insygniach koronnych i innych „rekwizytach”, w jakie malarz wyposażył władców. Wśród nich medalion Zygmunta Starego czy ulubiona zawieszka Anny Jagiellonki. Artysta widział je jeszcze na własne oczy, nam taką możliwość odebrała druga wojna światowa, podczas której wspomniane przedmioty zaginęły. Na szczęście część wykorzystanych do rysunków elementów ubioru, uzbrojenia itp. dotrwała do naszych czasów i znajduje się w Domu Matejki w Krakowie. Zachciało mi się bardzo zobaczyć je podczas mojej następnej wyprawy do tego miasta, trzeba będzie zatem prędzej czy później takową przedsięwziąć.
     Myślę też o przeczytaniu biografii artysty, bo właściwie nic o nim nie wiem. A to jednak wielkie nazwisko w naszej kulturze, niezależnie od tego, jaką krytykę może dziś budzić jego styl. Oczywiście do obejrzenia wystawy w naszym Muzeum Narodowym zachęcam z całego serca – nie wiadomo, kiedy taka okazja wydarzy się ponownie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz